Nie wyobrażam sobie jesieni bez zbierania kasztanów. Często jest to dobry powód do wyjścia z domu, gdy dzieci padnięte po przedszkolu nie bardzo mają ochotę gdziekolwiek wychodzić. Kasztany motywują. Zabieramy koszyki i wychodzimy. Dzieci mają dużo frajdy i spędzają czas na dworze. Biegają między drzewami, zbierają kasztany, każde chce nazbierać jak najwięcej i jak najszybciej. Wieczorem zmęczone szybciej niż zwykle usypiają. Nie marudzą, że nuda, że nie ma co robić. Mają zajęcie na długie godziny. Po powrocie do domu w ruch idą wykałaczki i patyczki do szaszłyków. Borys robi dziwne stworzenia, Nadia nabija kasztany na wykałaczkę i wbijają do kulistych świeczek. Nie do końca wiemy co to jest ale zabiera trochę czasu. Dzieci jak wiadomo nie lubią zbyt długo bawić się tym samym więc przechodzimy do następnego etapu – malowanie farbami. Oczywiście malują kasztany, bo zawsze to coś innego niż malowanie kartki papieru. Po wszystkim pora na kolację i kąpiel. Tak zajęte dzieci nawet nie myślą o TV czy tablecie, nie ma kiedy. Dodatkową zaletą jest fakt, że ćwiczą swoje zdolności manualne co bardzo przyda im się w szkole, bo niestety różnice w zdolnościach manualnych między 6 a 7-latkami są ogromne, a przesiadywanie godzinami na tablecie nie pomaga. Na szczęście to nie nasz problem, bo Nadia z Borysem nie korzystają z niego dłużej niż 5 minut dziennie, są dni gdy nawet na niego nie spoglądają . Wolą rysować, układać puzzle, wycinać, bawić się modeliną, kleić, a ja staram się codziennie pobudzać ich kreatywność. Nie ma nic lepszego niż bardzo, ale to bardzo skupione dzieci, skoncentrowane na stworzeniu kolejnego dzieła. A jakie grzeczne wtedy!
Borys: bluzka, kapelusz – Zara, spodnie -GAP, buty – Converse. Nadia – koszula, kapelusz, bluzka, buty – Zara, spodnie – GAP. Kapelusz dobra rzecz przy zbieraniu kasztanów – chroni głowę przed ewentualnym uderzeniem spadającego z drzewa kolczastego kasztana. Na szczęście żaden nas nie trafił.